
Pokaż mi swój brzuch, a powiem ci jakim biegaczem jesteś
Przed wami kolejny ważny tekst, który mówi o tym, że bez dobrych mięśni brzucha, nie ma dobrego biegania. Mocno zwróciłem na to uwagę podczas oglądania mistrzostw w Pekinie. Widać to było jak w soczewce. Nie ma biegacza bez pięknie wyrzeźbionego brzucha. A potem pomyślałem sobie o tych wszystkich amatorskich maratończykach, którzy skupiają się jedynie na nabieganiu kilometrów. Poprosiłem ekspertów Biegów Masowych o ich opinię, po co biegaczowi twardy, dobrze wyrzeźbiony brzuch. To kolejny tekst z całego cyklu. Jeśli najlepsi Was nie przekonają do ćwiczeń tej części ciała, to już nie wiem, co może was, drodzy biegacze przekonać. Tym bardziej, że noce coraz dłuższe i coraz więcej czasu spędzamy w pomieszczeniu. Idealny czas, by zadbać o to, co dla biegacza jest równie ważne, jak zaliczone kilometry.
No właśnie, ja na początku sparafrazowałbym to zdanie na „pokaż mi czy masz brzuch, a powiem ci jakim biegaczem jesteś”.
Niestety, obserwując biegaczy amatorów muszę stwierdzić, że ponad połowa z tych, którzy mówią o sobie: „jestem zawodnikiem amatorem uprawiającym bieganie” ma nadwagę. Większą, mniejszą ale jednak. Widzę bardzo dużo zawodników z typową dla biegacza amatora sylwetką, a mianowicie okrągły, wystający brzuszek i wypięte-wysunięte w tył pośladki. Można jeszcze do tego dodać ugięte (przyduszone nadwagą) kolana i mamy siedzącą sylwetkę typowego „człapaka”.
Chciałbym aby każdy zawodnik, myślący o długiej karierze biegacza pamiętał, że to, jak długo będzie biegał w zdrowiu, bez kontuzji, bez wizyt u ortopedy, zależy w dużej mierze od naszej wagi. Dlatego zamiast myśleć o profesjonalnym planie treningowym lub co gorsze o odżywkach, które rzekomo poprawią naszą wydolność, pomyślmy o zrzuceniu zbędnych kilogramów. To tak jakbyśmy biegali z plecakiem ważącym 10 kg i nagle go zdjęli z pleców. Czyż nie będzie nam łatwiej ?
I tutaj możemy już wrócić do głównego tematu-czyli czy stan naszych mięśni brzucha pomoże nam w bieganiu.
Pierwsza sprawa-pamiętajmy, że mięśnie pracujące odtłuszczają się, czyli jeśli chcemy zgubić nasz „mięsień piwny” ćwiczmy, męczmy nasz brzuch a okaże się, że dość szybko tkanka tłuszczowa zacznie znikać z naszej tak bardzo niechcianej „oponki”.
Nie chciałbym fetyszyzować sprawy mięśni brzucha i ich stanu w aspekcie wpływu na wynik sportowy-szczególnie jeśli chodzi o bieganie amatorskie. Na pewno lepsze wyniki w zawodach będzie osiągać osoba z nadwagą, która przebiegnie podczas treningów dużo więcej kilometrów od tego, który będzie trenował mało, mając wzorcową sylwetkę. Jednak wracając do długotrwałej kariery w zdrowiu i radości, to na pewno ten kto dba o mięśnie brzucha będzie wiele lat cieszyć się z biegania.
Mówiąc o brzuchu biegacza trzeba myśleć o całym tak zwanym „gorsecie mięśniowym” czyli o mięśniach przebiegających wzdłuż naszego kręgosłupa utrzymujących nasze ciało w odpowiednim ułożeniu i pionizujących naszą sylwetkę, zabezpieczających nas przed sylwetką wspomnianego „człapaka”. Chodzi tu o mięsnie grzbietu, obręczy kończyn dolnych w tym bardzo ważne mięśnie pośladków, obręczy kończyn górnych oraz wszystkie mięśnie brzucha a jest ich sporo.
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jeden aspekt. Aby spalać tłuszcze-te zalegające pod naszą skórą czyli tkankę, którą nasz organizm gromadzi jako zapas na wypadek głodu-należy ćwiczyć tj. biegać, pływać, jeździć na rowerze itp. ponad godzinę. W ciągu jednej godziny naszej aktywności fizycznej, jako paliwa spalanego do wytworzenia energii, będziemy używali glikogenu zmagazynowanego w naszych mięśniach, wątrobie a nie tłuszczu zalegającego w „oponce”. Dlatego bardzo dobrym rozwiązaniem dla biegacza jest np. po spokojnym rozbieganiu trwającym 60 minut przyjść do domu i poćwiczyć 30 minut w swojej mini siłowni. A jak ta siłownia powinna wyglądać? A no kosztuje ona mniej niż buty do biegania-bo wystarczy nam karimata (dobra, grubsza kosztuje 90 zł) oraz piłka lekarska (3kg-50 zł) a służyć nam będzie przez całą karierę.
Taka mini siłownia może się przydać nie tylko na ćwiczenia „po bieganiu”. Możemy ją wykorzystać na przykład wtedy gdy oglądamy film i zostanie przerwany reklamą. Jeden pójdzie w tym czasie do kuchni otworzyć kolejną butelkę piwa lub zrobić siódmą kanapkę a my-proszę bardzo-wykonamy wiele ćwiczeń wzmacniających nasz wspomniany gorset mięśniowy. A może do wspólnych ćwiczeń uda nam się namówić dziecko lub żonę, to już będzie w ogóle wielki sukces nie tylko sportowy.
Wielu malkontentów prześmiewających ważność mięśni brzucha zapomina o tym, że bardzo ale to bardzo przydają się one w sytuacjach nietypowych, takich jak groźba upadku podczas startu w tłumie, gdy ktoś nas popchnie lub podstawi niechcący nogę. To one nas wybronią przed przykrym kontaktem z asfaltem. Również przydadzą się na punkcie bufetowym gdy będziemy musieli sięgnąć po kubek z wodą, nie przerywając biegu.
Oprócz tego, każdy kto pobiegł kiedyś maraton „na maksa” wie, że zakwasy wychodzące na drugi i trzeci dzień po zawodach odzywają się nie tylko w nogach ale w brzuchu i plecach. Pamiętajmy, że mięśnie brzucha, to też nasza pompa oddechowa, to one pomagają nam w wentylacji podczas biegu.
Zatem, przygotowania do nowego sezonu rozpocznijmy od stworzenia naszej mini siłowni i wzmocnieniu gorsetu mięśniowego. A na wiosnę, gdy będziemy zmieniać koszulkę i odsłonimy nasz tors z pięknie wyrzeźbionym „sześciopakiem” na brzuchu, zobaczymy zazdrosny wzrok tych, którzy przespali kolejną zimę.
Jak zawsze życzę wszystkim wiele przyjemności z biegania.